Dlaczego tak daleko do kościoła? Pytanie to zadał sobie bez wątpienia każdy młody szczygłowiczanin. Dzisiaj jego lokalizacja wydaje się być niedorzeczna.
Najłatwiej jest oczywiście zrzucić winę na ówczesną sytuacje polityczną . Oto czerwona władza kładzie kłody pod nogi gorliwym katolikom. Takie tłumaczenie jest jednak płytkie, wręcz fałszywe. Lokalna władza miała świadomość, że napływowa ludność wiejska z całej Polski, przywiezie wraz z sobą wiarę oraz tradycję przodków. Wydarzenia w Nowej Hucie pokazały dygnitarzom, iż skóry i tożsamośći się nie zmienia. Walka z kościołem wśród nowej generacji robotników wyrosłych na wsi, byłaby batalią z wiatrakami.
Zabiegi o budowę kościoła w Szczygłowicach podjęto jeszcze w czasach sanacji. Należy jednak zaznaczyć, iż przed wojną i do późnych lat 60 - tych, Szczygłowicami zwano obszar dzisiejszej "Krzyżówki". Ludność tego terenu należała do parafii Wilcza. To tamtejszy proboszcz Robert Pucher zadecydował o budowie filii w Szczygłowicach.
Powód dla którego kościół wybudowano w tym, a nie innym miejscu jest prozaiczny. Wówczas to właśnie ul. Zwycięstwa stanowiła centrum i oś miejscowości. W chwili gdy budowano świątynie, po "nowych" Szczygłowicach wciąż hasały swawolnie krówki. Wieżowce powstały kilkanaście lat później, mniejsze bloki były dopiero w budowie. Natomiast domostwa ówczesnej "Krzyżówki" sięgały aż brzegów Bierawki ( tzw. "czerwone osiedle").
Należy zresztą wspomnieć, że budowanych bloków w Szczygłowicach nikt nie traktował poważnie. Miały stanowić jedynie bardziej stabilną wersję baraków robotniczych. Po wyczerpaniu zapasów węgla, całe osiedle miało być zrównane z ziemią. Tymczasem jak się wkrótce okazało, to "nowe" Szczygłowice pozostały na powierzchni, zaś spora część "starych" spoczęła pod bezlitosną hałdą.
Po tragicznej śmierci pierwszego proboszcza, w Szczygłowicach pojawił się pleban o zacięciu budowlanym. Szybko uzupełnił paskudny kościół o dzwonnice, dodając w ten sposób choć trochę sakralnego charakteru. Ambicje Jego sięgały jednak znacznie dalej. Zamierzał wybudować kościół w samym centrum nowego osiedla. Pracę weszły w całkiem zaawansowane stadium. Niestety, pomysł ten nie wszystkim się spodobał, toteż dzisiaj na miejscu niedoszłego kościoła, można kupić kapustę i skarpetki.
Na przeszkodzie stanęli Ci, którzy nie jedzą kiełbasy tylko "wuszt", nie piją herbaty lecz "tyj". Prawdziwi Ślązacy, dla których samo przebywanie w towarzystwie "goroli" było ujmą. Jakże owi nadludzie mieliby pozwolić, by to oni przychodzili do kościoła wybudowanego na gorolskim osiedlu przez proboszcza o gorolskim nazwisku??? To nie żart! Polska też miała swój mentalny apartheid.
Do inicjatywy budowy nowego kościoła nigdy już nie wrócono. Wkrótce, w niezbyt przyjemnej atmosferze ambitny proboszcz opuścił parafię. Do dziś szemrają topole przy słonecznej, że do Jego przeniesienia przyczynili się "prawdziwi Ślązacy".
Co ważna zaznaczyć, wieże budowali głównie górnicy z osiedla. W czynie społecznym.
OdpowiedzUsuńAutorze, bardzo uprościłeś sprawę. Spięcia pomiędzy miejscowymi a ludnością napływową występowały w całym regionie. Mieszkańcy Krzyżówki po prostu bali się o pracę.
Usuń